czwartek, 10 października 2013

"Ojcostwo - „Tarcza obronna!”- artykuł ks. Lucjana Szumierza

"Ojcostwo - „Tarcza obronna!”

"Czy kryzys moralny nie pociąga za sobą kryzysu gospodarczego? Jeśli nieuczciwość staje się sposobem na życie, zaczyna się akceptować wszystko to co Biblia nazywa obrzydliwością, grzechem, to w relacjach społecznych tworzy się dżungla zachowań, które muszą przenikać do wszystkich dziedzin życia człowieka. Myślę, że nie podlega dyskusji - kryzys moralny uderza przede wszystkim w rodzinę. Od kilku lat mówi się coraz głośniej się o kryzysie ojcostwa, o nieobecnym ojcu. Możemy podać tu wiele przykładów:
•    Separacja czy rozwód (ojciec jest ale opuszcza rodzinę lub jest z niej eksmitowany)
•    Zaginięcie czy śmierć
•    Sztuczne zapłodnienia samotnej kobiety z tzw. banku nasienia
•    Ojciec alkoholik, narkoman, lekoman czy uzależniony od gier hazardowych lub innych używek
•    Nieumiejący okazać uczuć
To tylko kilka przykładów ojcowskiej nieobecności.
Czy zdajemy sobie sprawę jak bardzo różnią się między sobą wymienione przykłady?
Zupełnie inny wpływ na kobietę i dziecko ma utrata męża i ojca z racji wypadku, choroby i naturalnej śmierci, a zupełnie inny, gdy ojciec odchodzi z domu po długotrwałym rozkładzie życia rodzinnego. Dzieci, które dorastają bez ojca, który odszedł przez przedwczesną śmierć, przeżywają wielki ból po stracie drugiej połowy siebie ale po czasie mogą wyidealizować sobie obraz zmarłego ojca, co w przyszłości może mieć wielki wpływ na ich życie. U chłopców idealny ojciec może rodzić kompleks niższości, a dziewczęta pragną by ich przyszły mąż był taki sam jak utracony ojciec. Potrzebny jest wtedy żywy kontakt z innymi mężczyznami, jak np. wujek, dziadek, by obraz ojca nie był jedynym tak silnym obrazem wzorca bliskiego mężczyzny.
Natomiast ojciec, który porzuca rodzinę, odchodzi zakładając inną, ma negatywne zabarwienie i w relacji do żony i do dzieci. Przekonuje to ich, że są niepotrzebni, że są bez wartości, że pozostawienie ich było nieuchronną koniecznością, gdyż tylko stwarzali ciągłe problemy. Uczucia dziecka w takiej sytuacji mogą być skrajnie różne - od żalu i tęsknoty do nienawiści i satysfakcji, że ojca już nie ma. Zostając z mamą dziecko powinno mieć dostęp do ojca, jeśli sobie tego życzy.
Ostatnią grupę tego zjawiska stanowią sytuacje gdzie ojciec jest obecny ale nie wywiązuje się ze swych obowiązków, ciągle jest poza domem: wyjazdy, delegacje, lub wkradł się w jego życie alkohol, jest uzależniany od różnych używek i nie można na nim polegać - umówi się i nie przyjdzie, ma wybrać dziecko z przedszkola ale zapomni, bo koledzy - alkohol tak go zaabsorbowali, że zapomniał czy nie był wstanie tego zadania wypełnić.
Czasem są ojcowie, którzy wstydzą się własnych dzieci i żony, zatrzymali się na etapie młodości, gdzie wszystko musi być oryginalne, zaakceptowane przez kolegów, podporządkowane grupie, a jeśli dochodzi do konfrontacji i różnicy interesów to rodzina zawsze przegrywa, ważniejsi są koledzy. Wśród nieobecnych są i tacy, którym wmówiono, że uczucia to oznaka słabości, nie umieją przytulić swych dzieci, pocałować, poświęcić im swój cenny czas, uważają że jak dziecku da się palec to weźmie rękę, więc przyjmują postawę wielkiej obojętności i oddzielenia od najbliższych; to jest rezygnacja z ważnego sposobu komunikacji ze swoim dzieckiem. Nieraz dziecko tak wychowane po latach napisze, że wie iż tato był człowiekiem wrażliwym bo z taką czułością odnosił się do ich psa czy kota. Są i tacy mężowie, którzy po pracy uciekają do garażu, w jakieś własne hobby, czy zamykają się niewolniczo oglądając telewizor, byleby tylko nie poświęcić czasu swoim najbliższym.
Można jeszcze mówić o sytuacji najboleśniejszej, skrajnej, kiedy ktoś w niewłaściwy sposób wypełnia zadania ojcowskie. Myślimy tu o wypadkach okrucieństwa, tyranii, nienawiści do żony czy dzieci, różnych zboczeń czy wynaturzeń. Rodzina staje się wtedy ofiarą i zakładnikiem chorej sytuacji. Od takiej osoby trzeba rodzinę izolować i bronić, by zachowania niemoralne, złe, nie utrwaliły się w osobach krzywdzonych.
Rzadko, ale czasem zachodzi sytuacja ojca nieistniejącego. Okazuje się, że nawet ojciec niewydolny może posłużyć do wychowania pozytywnego na zasadzie kontrastu – „muszę postępować inaczej niż mój ojciec”. Natomiast nieistniejący ojciec w ogóle nie może stać się miejscem odniesienia, jest to luka w rozwoju dziecka.
Kiedyś czytałem list napisany przez dziewczynę, która zwraca się do redaktora jednej z gazet z prośbą: „Proszę mi pomóc zrozumieć moją mamę, ponieważ ja chcę wiedzieć kto jest moim ojcem, a ona to przede mną ukrywa. …Mam wrażenie że brakuje mi połowy samej siebie”.
Moglibyśmy powiedzieć, że istnieją dwa korzenie niezbędna dla równowagi duchowej dorastającej osoby - macierzyński i ojcowski.
Nieobecność ojca ma wpływ na cztery główne dziedziny rozwoju dziecka:
•    Na rozwój intelektualny
•    Na rozwój moralny
•    Na rozwój płciowy
•    Na rozwój społeczny
Im wcześniej dziecko zostanie pozbawione ojca, mając przekonanie, że to jego obecność do tego się przyczyniła, nosząc w sobie wyimaginowane poczucie winy, tym trudniej będzie mu odnaleźć się w każdym środowisku, także w szkole. Taki człowiek często będzie szukał przyjaźni niewolniczych, dawał się manipulować grupie. Uzależnienie od rówieśników spowodowane będzie lękiem przed kolejnym odrzuceniem. Sięganie po alkohol czy narkotyki będzie buntem przeciwko rzeczywistości, której nie rozumie, a często obroną przed lękiem i trudnymi sytuacjami. Ojciec, w przekonaniu dziecka, reprezentuje siłę i moc, chroni przed niebezpieczeństwami. Brak tej tarczy ochronnej rodzi w dziecku nieustanne poczucie zagrożenia i niepewności w kontaktach z innymi. Może wywoływać to agresję i skłonność do przestępczości.
Oczywiście są to duże uproszczenia w przedstawieniu złożoności tego zagadnienia, nie mniej mam nadzieję, że jeden wniosek będzie dla nas jasny i oczywisty - ojciec ma do spełnienia ważną rolę w rodzinie, oby tylko chciał ją dostrzec i wypełnić. Bo ojcostwo biologiczne jest ważne, ale wydaje się ważniejszym ojcostwo duchowe.
Napisze jedna dziewczyna: „Kiedy miałam trzy lata mój ojciec odszedł z tego świata. Gdy skończyłam 7 lat mama ponownie wyszła za mąż, a mnie spotkało największe szczęście na świecie; mogłam sobie sama wybrać drugiego tatę. Po tym, jak mama i obecny tata przez jakiś czas chodzili ze sobą, powiedziałam mamie - to właśnie ten, bierzmy go. Mój tata był zawsze dumny ze swojej rodziny, która dwa lata później powiększyła się jeszcze o moją młodszą siostrę. Wszyscy zazdrościli mamie, że ma męża i ojca dzieci, który cieszy się i jest dumny kiedy może gdzieś wyjechać czy pójść z rodziną.
Niestety, tuż przed dniem moich siedemnastych urodzin, tata zachorował. Wrócił ze szpitala z twarzą zalaną łzami. Wtedy zrozumieliśmy, że jest śmiertelnie chory, stwierdzono raka trzustki. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby płakał, zawsze uważał że łzy są oznaką słabości, teraz jednak nie chciał ich powstrzymać. Przez cały pobyt w szpitalu nigdy się nie skarżył, ukrywał cierpienie, nie chciał abyśmy cierpiały, bo wiedział jak wielkie męki sprawiało nam patrzeć na jego ból. Nadszedł w końcu dla niego czas odejścia. Tamtej nocy zadzwonił telefon, tacie znacznie się pogorszyło. Kilka dni później opuścił nas na zawsze. Jedną z najtrudniejszych nauk, jakie powinnyśmy wyciągnąć ze śmierci jest wniosek, że życie musi toczyć się dalej. Tata nalegał abyśmy nigdy nie przestawały żyć. Troszczył się o nas i był z nas dumny aż do końca. A jego ostatnie życzenie? – żeby go pochowano z fotografią rodziny w kieszeni.”
Na pewno kryzys ojcostwa wypływa z kryzysu małżeństwa. Największe szczęście, największy prezent jaki możemy dać dziecku to miłość do żony, to szacunek do matki, która urodziła dzieci. „Pewien człowiek miał siedmioro dzieci. Po trzydziestu latach małżeństwa jego żona poważnie zachorowała. Miała raka mózgu. Oznaczało to, że chwilami nie mogła wyraźnie myśleć. Dziwne uczucie skłaniało ją nieraz do ucieczki z domu. Dlatego mąż musiał dniami i nocami opiekować się nią. Gdy choroba się rozwinęła, z trudnością mogła chodzić i rozmawiać. Mąż musiał pomagać jej we wszystkim, musiał ją karmić, myć, ubierać. Trwało to kilka lat. Gdy jego przyjaciele radzili mu oddać żonę do zakładu opieki nieuleczalnie chorych stanowczo się nie zgadzał mówiąc: „Ona jest moją żoną i matką siedmiorga naszych dzieci. Nie mogę jej oddać do domu opieki.” Krótko przed śmiercią odwiedził ją w szpitalu ksiądz. Tego dnia mogła powiedzieć kilka słów. Oto co powiedziała: Kiedy będzie ksiądz mówił o małżeństwie, niech powie, że teraz mój mąż kocha mnie tak samo jak wtedy, gdy byłam panną młodą”.
Kryzys małżeństwa jest często spowodowany kryzysem miłości. Pomyślmy co niszczy lub co zniszczyło w tobie zdolność do kochania?
Czy nie jest prawdą, że dobry ojciec to również dobry mąż, dobry kolega, dobry chrześcijanin…!!!"

Artykuł opublikowany na łamach miesięcznika "Ziemia Kolbuszowska"


Ks. Lucjan Szumierz

poniedziałek, 7 października 2013

PAPIEŻ FRANCISZEK I JEGO ROZWAŻANIA O WIERZE...


Na znaczenie dbałości o rozwój wiary zwrócił uwagę Ojciec Święty w rozważaniu poprzedzającym modlitwę "Anioł Pański".


Fragment rozważania:

"Dzisiejszy fragment Ewangelii zaczyna się następująco: "W owym czasie Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary" ( Łk 17,5-6 )!. Myślę, że wszyscy możemy powtórzyć te słowa błagania, szczególnie w obecnym Roku Wiary. Także i my, jak apostołowie powiedzmy do Pana Jezusa: "Przymnóż nam wiary". Tak, Panie, nasza wiara jest mała, nasza wiara jest słaba, krucha, ale przekazujemy ją Tobie, taką jaka jest, abyś sprawił jej wzrost. Powtórzmy wszyscy razem: Panie, przymnóż nam wiary!

A co nam Pan odpowiada? Mówi nam: "Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna"(w. 6). Ziarno gorczycy jest bardzo małe, ale Jezus mówi, że wystarcza mieć taką wiarę, małą, lecz prawdziwą, szczerą, aby dokonywać rzeczy po ludzku niemożliwych, nie do pomyślenia. I to prawda! Wszyscy znamy ludzi prostych, pokornych, ale z bardzo mocną wiarą, którzy naprawdę przenoszą góry! Pomyślmy o niektórych matkach i ojcach, którzy stawiając czoła sytuacjom bardzo ciężkim, lub pewnych chorych, nawet bardzo poważnie, którzy przekazując pokój ducha, tym, którzy przychodzą ich odwiedzić. Osoby te, właśnie ze względu na swoją wiarę, nie chwalą się tym, co robią, a wręcz, zgodnie z tym o co prosi Jezus w Ewangelii, mówią: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać"(Łk 17,10). Jak wiele osób pośród nas ma tę mocną, pokorną wiarę, która czyni tak wiele dobra!

W październiku, który jest w sposób szczególny, poświęcony misjom, myślimy o wielu misjonarzach, ludziach, którzy aby nieść Ewangelię przezwyciężyli przeszkody wszelkiego rodzaju, naprawdę oddali życie; jak mówi św. Paweł do Tymoteusza: "Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga" (2 Tm 1,8). Jednak to dotyczy nas wszystkich, każdy z nas w codziennym swoim życiu, może dać świadectwo Chrystusowi, z mocą Bożą, z mocą wiary. Chodzi o to byśmy byli chrześcijanami swym życiem, swoim świadectwem!

A w jaki sposób czerpiemy tą moc? Czerpiemy ją od Boga na modlitwie. Modlitwa jest oddechem wiary: w relacji zaufania, miłości, nie może brakować dialogu, a modlitwa jest dialogiem duszy z Bogiem. Październik jest także miesiącem Różańca Świętego, a w tą pierwszą niedzielę istnieje tradycja odmawiania supliki do Najświętszej Maryi Panny z Pompei, Matki Bożej Różańcowej. Jednoczymy się duchowo z tym aktem zawierzenia naszej Matce, a otrzymamy z jej dłoni koronę różańca: jest to szkoła modlitwy, szkoła wiary!"